środa, 7 lipca 2021

Ile to ja przespałam?

Nic nie mówcie, ja wiem. Za każdym razem kiedy wchodzę tu po tak długiej przerwie, czuję to ssące poczucie winy, jakbym nie odebrała dziecka z przedszkola, albo znowu spóźniła się trzy lata na szczepienie z Klausem. Ale sami doskonale wiecie, jak wyglądał poprzedni rok. Myślę nawet, że możemy wszyscy wspólnie założyć, że wcale go nie było. No chyba, że ktoś chciałby poczytać coś w stylu Dwadzieścia Sposobów na Założenie Tego Samego Dresu, Najwygodniejsze Pozycje do Płakania na Kanapie albo Jak się Skutecznie Opalić na Kwarantannie. Chociaż, to ostatnie mogłoby być nawet przydatne. Suma summarum, nie widziałam lotniska od dwóch lat, zaczęłam BIEGAĆ, ścięłam włosy na najkrótszą długość w całym swoim życiu, przeczytałam masę kryminałów (nie, żeby mi się pociąg do morderstwa zwiększył, czy coś...), zwiedziłam każdy zakamarek Mrzeżyńskich lasów, przeszłam Wiedźmina 3 (dwa razy), kupiłam więcej sportowej odzieży niż przez całe swoje życie i spędziłam 2 (!) na 26 urodzin w swoim życiu na całkowitym lockdownie. Dwa lata temu pomyślałabym, że to nazwa jakiegoś super klubu. Rzeczywistość jest w tym przypadku wyjątkowo brutalna. I mogę powiedzieć (napisać) tylko tyle, że czuję się dziwnie. Jakbym utknęła w życiu kogoś innego. Fajne ma życie, ten ktoś. Takie bezpieczne i relatywnie spokojne. Ale jednak nie moje. 

Z roku 2021 postanowiłam zrobić rok Wyzwań, rok Dokańczania Zaczętych Spraw i rok Oszczędzania (chociaż mój nowiutki, lśniący, różowy rower mógłby temu przeczyć). Mam więc nadzieję, że rok 2022 będzie wówczas rokiem Uznania, Sukcesów i Drogich Wycieczek - ale dam Wam o tym jeszcze znać, bo biorąc pod uwagę moje tempo publikacji, mniej więcej wtedy się zobaczymy.  Z ważniejszych spraw i przechwałek - moje tłumaczenie opowiadania, którym zajmowałam się jeszcze w czasie studiów, zostało wybrane przez dyrektora Festiwalu Opowiadań Bałkańskich i zostanie przedstawione podczas wydarzenia przez aktorów. Malutki sukcesik, wielki krok w moich poczynaniach tłumaczeniowych. Być może jeszcze będą ze mnie ludzie! W lipcu więc Wrocław, na myśl o którym kiedyś cofało mi się śniadanie z Pierwszej Komunii, a dziś umieram z podekscytowania (tam są cztery Zarki i normalnie, RESTAURACJE, rozumiecie to?). I oprócz tego, w te wakacje już nie chcę nic więcej. Tylko dużo tańczyć, oglądać występy Ewy i Pawła w Beach Barze, głaskać nowych, futrzastych członków naszej paczki, pójść do kina, najlepiej sto razy, opychać się goframi, uprawiać yogę, biegać, zwiedzać kolejne winnice z rodzicami, zrobić co najmniej trzy tatuaże (termin umówiony!), ściąć włosy jeszcze krócej niż ostatnio, założyć wszystkie kupione w zeszłym roku sukienki, które wciąż czekają smętnie na swój debiut i cieszyć się - bo przecież wciąż jest czym.  

Chciałabym zaplanować wycieczkę po Europie na jesień, ale poprzedni rok nauczył mnie, żeby nie planować nawet mycia zębów. Więc tylko sobie chodzę i marzę... O wieży Eiffla, o rowerkach w Amsterdamie, o błękitnych dachach na Santorini, zorzy polarnej w Reykjaviku, balkonie Julii w Weronie, fontannie Di Trevi w Rzymie i o mojej ukochanej rivie w Splicie... Jeszcze troszkę, już niedługo. 

2 komentarze:

  1. Jest post, jest i fan bloga ;) tak jak kiedyś mówiłem - bardzo fajne wpisy, bardzo fajnie piszesz ;3, życzę spełnienia tych marzeń. Pozdro!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Nie wiedziałam, że po świecie błąkają się jeszcze jacyś moi fani. ;)

      Usuń